piątek, 26 czerwca 2015

Rozdział XXXIII



     Oczywiście jak to mieliśmy w zwyczaju, zazwyczaj gdy pojawiałam się u Wojtka lub on u mnie, rzadko kiedy budziliśmy się w łóżku… Naprawdę, uwierzcie mi… Chciałabym codziennie budzić się w miękkim łóżku, ale… Z tym mężczyzną po prostu się nie dało… Potrafi tak wymęczyć, że jedyne co można zrobić to zamknąć oczy i spać… Tym razem zasnęliśmy w miarę wygodnej pozycji, w wygodnym miejscu… Chociaż kanapa była trochę wąską jak na naszą dwójkę, Wojtek był strasznie zadowolony gdy zasnęłam leżąc na nim… Może trochę niewygodne, ale nie przejmowaliśmy się tym… Zasnęliśmy przed drugą, po bardzo ale to bardzo wyczerpującym seksie, więc sen był jedynym o czym marzyliśmy…
     Obudziłam się parę minut przed ósmą… Salon był w opłakanym stanie, wszystko leżało na podłodze, gdyż stolik kawowy miał wczoraj ważniejsze zadania. Próbowałam powoli zejść z Włodarczyka ale… Boże jak mnie wszystko bolało! Naprawdę nie mogłam w to uwierzyć! Nigdy wcześniej nie miałam takich…


- Ał!- pisnęłam zbyt głośno stając na podłodze.

- Czyżby moją myszkę coś bolało?- zaśmiał się zaspany przyjmujący otwierając leniwie oczy.

- To nie jest zabawne- mruknęłam starając się zrobić krok na przód- Jak to możliwe, że mnie tak wszystko boli skoro codziennie ćwiczę?- jęknęłam- Nie ma powtórki!- powiedziałam szybko czując jak Włodi staje za mną i całuje mnie w kark.

- Chodź uratuję Cię- szepnął po czym delikatnie mnie podnosząc zaniósł do łazienki, gdzie przygotował gorącą kąpiel.


     Oczywiście mój kochany Julian na początku grzecznie, spokojnie zaczął masować mi barki i plecy, co mnie niezmiernie cieszyło, również one bolały, chociaż to było wynikiem niewygodnego „łóżka”. Następnie już zaświeciła mi się czerwona lampka, gdyż Wojtuś zaczął masować moje uda przy okazji zostawiając mokre ślady na mojej szyi. Starałam się powstrzymać wszystkie sygnały, że mnie to pobudza, jednak… Uwierzcie mi przy tym mężczyźnie nie da się być obojętnym. Zostawiając jego dłonie w spokoju pozwoliłam mu bawić się ze mną. Czułam się jak jakaś nastolatka, która przeżywa swoją pierwszą miłość i tak naprawdę… To tak jest. Chociaż teraz jestem już jakąś starą nastolatką i mam dziecko, ale całe moje zachowanie można przypisać do nastolatki, która poznała „księcia z bajki i chce z nim żyć długo i szczęśliwie”.
     Ku mojemu zaskoczeniu, chociaż w sumie ku mojemu rozczarowaniu nie doszło do żadnego aktu miłosnego… Wojtuś jak obiecał tak zrobił… Rozmasował mi tylko boląca mięśnie i teraz chodząc odczuwałam tylko lekki dyskomfort. Gdy wyszliśmy z wanny oczywiście Włodarczyk szybko się wytarł i składając na moich ustach czuły pocałunek wybiegł z łazienki zostawiając mnie zupełnie samą. Gdy wyszłam za nim zrozumiałam o co mu chodziło… Z kuchni dochodził cudowny zapach kawy. Uśmiechając się jak głupia skierowałam się do mojego kucharza, który przyrządził smakowicie wyglądające kanapki, ale to nie kanapki przykuły moją uwagę… Bardziej podobał mi się widok Włodiego przyrządzającego śniadanie w samych bokserkach… Nie mogłam się powstrzymać. Sięgnęłam szybko po telefon i zrobiłam mu zdjęcie.


- Nie będę miała życia- zaśmiałam się a gdy Wojtek spojrzał na mnie zdziwiony pokazałam mu zdjęcie- Już każda dziewczynka będzie chciała mnie zabić.

- Oj Madzik, Madzik, Madzik- westchnął zabierając mi telefon- Wrona to jednak frajer jest- mruknął- „@wladeczek12 zostaw siatkówkę, leć na zmywak! ”- zgromił mnie spojrzeniem gdy zaczęłam się śmiać jak głupia- Ej!

- A jak ty na snapa możesz wysyłać moje zdjęcia to jest dobrze?!- skrzyżowałam ręce na piersiach- Karollo już mi narzekał, że ma dość oglądania mnie- wytarłam wyimaginowaną łzę.

- A ja nie mam dość oglądanie Ciebie- miauknął i mocno mnie do siebie przytulając złączył nasze usta w namiętnym pocałunku- Dominik nie będzie zły kiedy wproszę się do Was na siłkę?- spytał przejeżdżając nosem po moim policzku.

- Pewnie Izka go wyczerpała- zaśmiałam się cicho całując go w brodę- Idź się ogolić, a ja dokończę kanapki, bo mi kozę przypominasz.


     Nawet nie zorientowałam się kiedy na zegarku pojawiła się już godzina 19… Wojtek był trochę zestresowany, chociaż starał się nie dać tego po sobie poznać… Miał spędzić u mnie noc gdy w domu będzie Kubuś… Nie mogłam uwierzyć, że ten dwumetrowy mężczyzna bał się małego blondynka który ma niecały metr pięćdziesiąt… Od razu wiedziałam, że Jakub ma przygotowany jakiś plan bo gdy tylko go odebrałam od chrzestnego szeroko się uśmiechając wbiegł z Kruszynką- naszym szczeniaczkiem- do samochodu cywilizowanie i KULTURALNIE witając się z Włodarczykiem. Modliłam się w duchu aby nic nie stało się żadnemu z nich… W domu mój mały Woźniak również był miły dla przyjmującego. Ale gdy zbliżała się dwudziesta pierwsza… Rozpętało się piekło. 


- Mamusiu bo ja mam koszmary- zapłakał wchodząc na łóżko na którym leżałam razem z Wojtkiem.

- Możesz z nami spać- szepnęłam przytulając go do siebie- Ej kochanie nie płacz już, to tylko złe sny- kołysałam go w ramionach.

- Nie będę z nim spał, ja go nie znam- powiedział szybko patrząc „groźnie” na Juliana.

- Kubuś bądź miły- upomniałam malca, który jeszcze głośniej zaczął płakać.

- Nie będę z nim spał! Skąd mam wiedzieć, że nie lubi dzieci?!- piszczał na całe mieszkanie.

- Ja pójdę spać w salonie- uśmiechnął się krzywo Wojtek i zniknął za drzwiami sypialni, które zamknął.

- Kuba tak nie wolno mówić- powiedziałam zła- Czy tak Cię z tatą uczyliśmy?!

- Uczyliście mnie też, że rodziny i bliskich się nie rani- szepnął biorąc sunie pod rękę i położył się z nią na 
miejscu gdzie wcześniej leżał przyjmujący.

- Jakub czy wolno tak się odzywać do mamy?- powiedziałam szybko czując jak cała gotuję się od wewnątrz.

- Tatuś powiedział, że w rodzinie musi istnieć takie coś jak… -spojrzał na swoją rączkę- Bez-po-śred-niość 
– podzielił wyraz na sylaby po czym spojrzał na mnie ze łzami w oczach- Dobranoc mamusiu…

- Kocham Cię Maluszku mój- szepnęłam również ze łzami w oczach po czym przytulając synka do siebie pocałowałam go w czoło- Jesteś strasznie mądrym chłopcem…

- Mamusiu, bo nie chodzi o to, że ja nie lubię Wojtka… Po prostu ja nie chcę Cię stracić- szepnął niepewnie wtulając się we mnie.

- Kubuś- powiedziałam szybko czując jak po moich policzkach spływają łzy- Zawsze będziesz dla mnie najważniejszy, jesteś moim cudownym synkiem, który tak samo jak jest niegrzeczny jest kochany- powiedziałam zachrypniętym głosem- Nie zostawię Cię dla nikogo, zapamiętaj to, raz na zawsze, dobrze?

- Dobrze- powiedział szeroko się uśmiechając po czym pogrążył się w śnie, a razem z nim ja…


....................................................................................
No to już wiemy dlaczego Kubuś nie lubi Wojtka...
Jak myślicie nastawienie młodego po 
rozmowie z mamą zmieni się?
A może będzie jeszcze gorzej?
Czekam na Wasze opinię,
za które bardzo ale to bardzo
DZIĘKUJĘ!
Motywujecie mnie wszystkimi komentarzami.
Dzięki nim wiem, że nie piszę tego dla siebie, 
ale również dla Was!
Mam nadzieję, że również i ten rozdział Wam
się podobał :D
Do usłyszenia jutro! :*
 

środa, 24 czerwca 2015

Rozdział XXXII



     Zdziwił mnie fakt, że ta cała Izabela tak idealnie odnajdywała się w zaistniałej sytuacji… Naprawdę! Starałam się znaleźć chociaż jedno potknięcie, coś co wskazywało, że… Że oni kręcą ze sobą! Ale ona… Kurczę… Nie potrafiłam określić tego wszystkiego… Po prostu zawsze jak wyobrażałam sobie Dominika z kobietą… To ona… Różniła się strasznie od tej całej Izki, która siedziała z przodu na miejscu pasażera… Po pierwsze Iza była elegancką i to mega, mega elegancka, wyglądała jak właścicielka jakiejś firmy, ale wcześniej mówił Domino, że idzie wcześnie do pracy… Może była wysoko postawiona w jakiejś branży, ale.. Nie wiem naprawdę… Mimo, że dzisiaj miała na sobie czarne obcisłe spodnie, a do tego śnieżnobiałą koszulę, wyglądała… Naprawdę, po prostu kobieta sukcesu.  Z jednej strony wyglądała tak poważnie, tak wykwintnie, a z drugiej… Każdy facet, który na nią spojrzał patrzył na nią z „tym” błyskiem w oku. Najprawdopodobniej gdyby nie obecność Dominika w kolejce o uwiedzenie Izki zebrałaby się ogromna kolejka…
     Gdy dojechaliśmy do mojego mieszkania szybko razem z Wojtkiem zaczęliśmy rozpakowywać zakupy. Chciałam sama przyrządzić jedzenie, jednak MÓJ mężczyzna uznał, że szybciej będzie jeżeli coś zamówimy. Oczywiście doszło do sprzeczki kto ma zapłacić, w ostateczności panowie podzielili rachunek na pół, uznając, że kobieta w towarzystwie mężczyzny nigdy nie powinna płacić. Tacy dżentelmeni się znaleźli… Ku mojemu zaskoczeniu Iza okazała się bardzo ale to bardzo osobą zbliżoną charakterem do Włodarczyka. Chodzi mi o poczucie humoru, które mieli do siebie bardzo zbliżone, patrzyli podobnie również na swoją przyszłość… W końcu nie wytrzymałam i zadałam pytanie, które co chwila przetaczało mi się przez głowę

- Długo kręcicie ze sobą?- spytałam bez ogródek popijając wino.

- Magda- mruknął Dominik siedząc naprzeciwko mnie razem ze swoją przyjaciółką.

- Kochanie- szepnęła Iza kładąc dłoń na kolanie Woźniaka- Magda jest twoją przyjaciółką, martwi się o Ciebie i powinna wiedzieć- zachęciła go złączając swoje palce z jego.

- Razem z Izą chodziliśmy do tego samego liceum, a później na studia- powiedział wyciągając ramię aby móc ją objąć- Od dwóch miesięcy mamy stały kontakt… - i tu się zaciął patrząc na przytuloną do niego blondynkę.

- Od jakiegoś półtora tygodnia- uśmiechnęła się do niego promiennie- Na razie nic poważnego, po prostu chcemy spróbować- cmoknęła go lekko w usta, ale ten delikatnie pogłębił pocałunek.


     Uwierzcie mi… Wszystkiego się spodziewałam… Spodziewałam się nawet, że Dominik w końcu ulegnie i pójdzie do klubu GoGo aby sprawić sobie przyjemność i dorobić! Ale kurwa żeby to?! Żeby tak szybko przerzucił się na dziewczyny?! Szczęka mi opadła patrząc na tą wymianę śliny między nimi… Włodarczyk to zauważył gdyż dyskretnie szturchnął mnie i jako pierwszy się odezwał.


- Czyli szczęścia Wam życzę i żeby się udało- uśmiechnął się lekko mocniej mnie do siebie przyciągając- Madzik chodź jedzenie przyjechało- powiedział szybko słysząc dźwięk domofonu po czym ruszył razem ze mną do dostawcy…


     Wieczór minął nam bardzo szybko. Był dość przyjazny. Nie był jednak podobny do tych wszystkich wieczorów, które spędzałam z Dominikiem, nie wiem czy bardziej stresował się obecnością Wojtka czy Justyny… Po prostu odległy był od tego Domino, którego znałam… Starał się zachowywać w miarę przyzwoicie gdy Wojtek… Och… Ożywił się jak małe dziecko po zjedzonym chińskim posiłku i po winie po czym zaczął wywijać ze mną „na parkiecie”. Później oczywiście troszkę poudawał jaki to jest romantyczny i kochany, połasił się jak kotek, kładł się na mnie tylko po to żebym go podrapała gdziekolwiek! Naprawdę! Chociaż już przywykłam do tego, że uwielbia jak drapię go paznokciami (i nie chodzi tutaj o żadną sytuację intymną!!!) po głowie, karku, szyi i ramionach. Po prostu w tym momencie wyłączał się i tylko mruczał coś pod nosem co jakiś czas przejeżdżając dłonią po mojej nagiej łydce (gdyż byłam w spódniczce).
     Przed godziną dwudziestą trzecią nasi gościa zebrali się do domu… Gdy zaczęłam sprzątać bałagan Wojtek leżał na kanapie śpiąc… A przy najmniej udawał, że śpi bo gdy tylko schyliłam się aby sięgnąć po szklanki ten uniósł moją spódniczkę.

- Ej!- trzepnęłam go w dłoń aby ją puścił- Nie pozwalasz sobie za dużo?!

- Chodź tutaj- powiedział zachrypniętym głosem powoli mnie ciągnąc bliżej siebie.

- Muszę posprzątać- szepnęłam czując jak jego dłoń głaszcze wewnętrzną stronę moich ud.

- Posprzątam później za Ciebie, ale to później… Ale teraz, odłóż szklanki- powiedział powoli a gdy już to zrobiłam jego głowa znalazła się pod spódniczką, i teraz niech poruszy się Wasza wyobraźnia co ten cudowny mężczyzna tam robił…



................................................................................
Jest 32! Niestety dodany 6 minut w nowym dniu :c
Kurczę :c 
Nie wyszło mi :/
Mam nadzieję, żę się nie gniewacie! :o
Zatem do usłyszenia dzisiaj, ale później ;*

wtorek, 23 czerwca 2015

Rozdział XXXI

- Mamusiu to piesek!- piszczał Kubuś wyciągając prześlicznego szczeniaka z pudełka- Mam pieska! Mam pieska!

- Naprawdę zabiję Cię- mruknęłam Dominikowi do ucha po czym również pisnęłam kiedy „malec” rzucił się na mnie i zaczął mnie lizać- Pamiętałeś?- śmiałam się nie mogąc uwierzyć, że na moich kolanach skacze szczeniak doga niemieckiego.



- Ja wszystko notuję- pstryknął mnie Domino w nos a ja szczerząc się jak idiotka patrzyłam jak sunia biega za naszym synkiem.

- Ale to było tak dawno temu… Jeszcze przed pojawieniem się Kuby mówiłam Ci, że zawsze chciałabym mieć takie maleństwo- szepnęłam nie mogąc uwierzyć, że Woźniak spełnił w tak krótkim czasie moje dwa marzenia z lat młodości (nie żebym teraz była stara!).

- Jakub ostatnio narzekał, że każdy z jego klasy ma zwierzaczka, a on nie… Więc postanowiłem go trochę uszczęśliwić- zaśmiał się przyciągając mnie jeszcze bardziej do siebie- Niby pies to same problemy… Ale sądzę, że sobie poradzisz!

- Ej! Nie ma tak!- powiedziałam szybko patrząc mu w oczy- Nie zostawisz mnie teraz z nią samą! To też Twoja odpowiedzialność.

- Nigdy nie zostawię Was samych- posłał mi blady uśmiech po czym całując w czoło oparł się brodą na mojej głowie i resztę czasu przemilczał….


Kilka dni później:


     W naszej firmie wszystko zaczęło się dość dziwnym trafem świetnie układać. Bez problemu udało nam się rozpocząć remont wynajętego lokalu w Bełchatowie, który miał się skończyć za mniej więcej półtora miesiąca. Dominik mimo, że nadal był czymś lekko podenerwowany, już nie wyładowywał się na każdej spotkanej osobie… No prawie… Mniej więcej to zawsze mi się dostawało, ale… Zawsze kończyło się tym, że przyjaciel gdy chciał już zacząć, powiedział tylko połowę zdania po czym przepraszając wychodził z klubu i wracał za jakąś godzinę w porywach do dwóch.
     Pewnego razu gdy robiłam porządki w papierach, znalazłam dość dziwny dokument z banku… Po obejrzeniu go zobaczyłam, że była to pożyczka kredytowa! Szybko zaczęłam oglądać nasze konto bankowe, ale żadnej wpłaty na 200 000 złotych nie było! Czytając po raz setny nie mogłam uwierzyć… Dominik wziął pożyczkę, i nic mi o tym nie mówił? I po co było mu potrzebne 200 000 złotych?! Lub może nadal jest mu potrzebne jeżeli nie wydał… Pożyczkę otrzymał tydzień temu… Czyli w trakcie tego całego „kryzysu” jaki przeżywał! 


- Skąd to masz?- spytał szybko wyrywając mi papier- Czemu grzebałaś w moich rzeczach?

- Dominik- szepnęłam wstając- Po co Ci te pieniądze?

- To moja sprawa po co są mi potrzebne te pieniądze…- mruknął niezadowolony.

- Woźniak martwię się o Ciebie!- krzyknęłam czując jak w oczach zbierają mi się łzy- Masz jakieś problemy? Nigdy przed sobą nic nie ukrywaliśmy, nie rób tego teraz…

- Są rzeczy o których nie możesz wiedzieć- szepnął chowając papier do kieszeni po czym nie pozwalając mi odejść złapał za ramiona i mocno przytulił- Niedługo Ci powiem o wszystkim… Ale nie teraz- pocałował mnie w policzek- Nie naciskaj bo nic nie wskórasz…

- Ale…

- Ciiii- powiedział przykładając palec do moich ust- Nic mi nie jest… Nie chodzi tu o mnie- uśmiechnął się lekko.


     Nie wiedziałam co sądzić na ten temat… Bałam się… Dominik nigdy nie miał konfliktu z prawem… Ale może teraz… Nie to jest niemożliwe… Znam go na tyle dobrze, że wiem, że Domino nie wpakowałby się w narkotyki, co to to nie! Chociaż… Może dlatego przez te dwa tygodnie był taki nerwowy? Nie! To niedorzeczne! Znam Woźniaka od 15 lat! I potrafię go rozgryźć! A może… Nie Magda nie pozwól myśleć o najgorszym.
     Gdy wieczorem podjechałam do domu pod blokiem zauważyłam jedne z moich ulubionych rejestracji na świecie. Szybko wybiegając z samochodu podbiegłam do mężczyzny, który gdy wziął mnie w ramiona zaczął obracać, a gdy postawił na ziemi czule pocałował moje usta, za co bardzo chętnie mu odpowiedziałam. Śmiejąc się jak głupia oderwałam się od warg przyjmującego i wtuliłam się w jego klatkę piersiową.

- Co ty tutaj robisz?- pisnęłam tuląc się do Wojtka.

- Liczyłem na coś bardziej w stylu- podrapał się po głowie- „Hej kochanie! Jak się cieszę, że tu jesteś!”- piszczał starając się mnie naśladować za co dźgnęłam go w żebra.

- No cieszę się cieszę- wywróciłam oczami nadal się uśmiechając- Ale powiesz mi co ty tutaj robisz?

- Przyjechałem odwiedzić moją cudowną dziewczynę- szepnął schylając się aby ponownie złożyć na moich ustach pocałunek, tym razem nie śpieszył się, tylko delektował się a raczej delektowaliśmy się sobą nawzajem.

- Muszę jechać na zakupy, miałam skoczyć tylko po telefon do domu…

- To dlatego nie mogłem się do Ciebie dodzwonić- zaśmiał się złączając nasze palce ze sobą, po czym udaliśmy się na zakupy.

     Kolejny raz doszłam do wniosku, że z Włodarczykiem nie da się normalnie gdziekolwiek pokazać. Zastanawiałam się kiedy wyproszą go ze sklepu, ale ku mojemu zaskoczeniu, każdy tylko mówił mu co chwila „dzień dobry” i śmiał się z pokazów siatkarza. Nawet właściciele sklepu byli „zauroczeni” jak to pięknie żonglował pomidorami… I była to jedna z nielicznych normalnych rzeczy jakie robił przyjmujący… Uwierzcie mi… Ten człowiek naprawdę powinien brać jakieś psychotropy, bo gdy z głośników w sklepie popłynęła Bałkanica… Boże… Mówiłam już, że kocham tego idiotę? A on mówił, że mnie kocha? Bo najwyraźniej chciał udowodnić każdemu w sklepie, że jesteśmy wspaniałą parą, zakochaną w sobie po uszy... Najpierw zaczął tańczyć z mopem, a następnie przerzucił się z niego na mnie. Po skończonym tańcu zostaliśmy nagrodzeni gromkimi brawami. Ukłoniliśmy się grzecznie a następnie wychodząc ze sklepu z zakupami przechodząc obok jednej z restauracji nie mogłam uwierzyć kogo widzę… Dominik siedział tam z kobietą! I wszystko wyglądało, że świetnie się bawili ze sobą! Gdyby nie Wojtek stałabym pod tym oknem dopóki by nikt mnie nie upomniał… Naprawdę. Byłam tak tym wstrząśnięta… Przecież… On niedawno jeszcze sypiał w łóżku z mężczyznami, a teraz?! O nie! Wychodzą! Oni wychodzą!


- Magda?- zdziwił się Dominik zakładając swoją marynarkę.

- Cześć- uśmiechnął się Włodarczyk patrząc raz na Woźniaka, a raz na śliczną elegancko ubraną blondynkę, która, STANOWCZO BYŁA ZA STARA DLA NIEGO!

- Hej- powiedział lekko zakłopotany- Poznajcie moją przyjaciółkę Izę, Izabelo to jest Magda i jej chłopak Wojtek- uśmiechnął się grzecznie w naszą stronę.

- A tak witajcie- uścisnęliśmy sobie dłonie- Dominik mi o Tobie dużo opowiadał –zwróciła się do mnie a ja musiałam się zmusić do krzywego uśmiechu.

- Mam nadzieję, że mówił o mnie same dobre rzeczy- zaśmiałam się nerwowo patrząc na parę stojącą przede mną- Może, macie wolny czas? I byście wpadli do nas?

- Madzik nie ma sensu, Iza musi jutro wcześnie wstać do pracy…

- Coś ty Dominik- zaśmiała się blondynka patrząc na niego- Moglibyśmy do Magdy i Wojtka wpaść, sądzę, że nie będziemy u nich nocować, więc na pewno nie spóźnię się do pracy.

- W takim razie- uśmiechnął się Woźniak- Chodźcie do samochodu, podjedziemy do Was…


     Zapowiada się ciekawy wieczór… A jeszcze ciekawsza będzie jutrzejsza rozmowa z Dominikiem… Co jak co ale to do jasnej Anielki musi mi wytłumaczyć!!!



.......................................................................
Się dzieje!
Się dzieje!
Przepraszam, że tak późno dodałam rozdział.
Mam nadzieję, że może ktoś jeszcze go dzisiaj przeczyta xD
Trzymajcie się ciepło! 
Do usłyszenia jutro! <3

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział XXX



     Słyszeliście o tym, że wszystko co dobre kiedyś się kończy? Właśnie tak mogę opisać mój pobyt w Andrychowie… Zanim się obejrzałam musiałam już wracać.  Pobyt z Włodarczykami, był ciekawy. Pomijając niektóre nieprzyjemności, byłam zadowolona z mojego przyjazdu. Może w innych okolicznościach mogłoby pójść lepiej, ale… Nie ma co narzekać! Podobno odebrali mnie jako „dobrą kandydatkę na synową”, z tego co mówiła Justyna, ale ja nie chciałam zbytnio o tym myśleć…
     Kolejne dni mijały mi w Kędzierzynie mniej więcej tak samo. Pobudka rano, szykowanie Kuby do szkoły, później zawoziłam go na lekcje, a sama udawałam się do naszego klubu, gdzie z Dominikiem starałam się ogarnąć nowe papiery odnośnie budowy nowego ośrodka w Bełchatowie, następnie ja albo Domino jechaliśmy po młodego gdzie ten zjadał w domu obiad, robił lekcje a następnie udawał się na trening, i znów mogliśmy zająć się pracą. Około godziny 18 odbieraliśmy syna z hali, i wracaliśmy zmęczeni do domu marząc jedynie o spaniu…  Ja w tym wszystkim znajdywałam czas żeby zobaczyć się z przyjaciółmi, porozmawiać z Wojtkiem, ale Woźniak… Cóż… Od pewnego czasu stał się… Jakby to ująć… Zrobił się oschły w stosunku do każdego. Nawet do syna… Chociaż przy nim starał się hamować, swoje „złe” zachowanie… Potrafił krzyczeć na Kaśkę, naszą recepcjonistkę, tylko dlatego, że ta podała mu niepiszący długopis, przyniosła za zimną kawę, lub za gorącą kawę… Nie dało się z tym człowiekiem normalnie porozmawiać… Naprawdę! Zachowywał się jakby go coś opętało!
     Pewnego dnia już nie wytrzymałam… Gdy przy wszystkich pracownikach zaczął obracać Marcina, uśmiechając się przepraszająco do każdego wciągnęłam go siłą do gabinetu.

- Co ty do cholery wyprawiasz?- mruknęłam podirytowana patrząc na krążącego nerwowo Dominika- Możesz się uspokoić?! W tej chwili siadaj z dupą na tym pierdolonym krześle!- krzyknęłam gdy nie chciał zwrócić na mnie swojej uwagi.

- Chce Ci Kochanie moje powiedzieć, że w tym lokalu to ja jestem od wydawania rozkazów nie ty- uśmiechnął się uroczo patrząc w moją stronę.

- Tak?- spytałam również szczerząc się w jego stronę- No to w takim razie Misiu mój, chce Ci powiedzieć…- podeszłam do niego po czym stanęłam na palcach- Rezygnuję z tej pierdolonej pracy dopóki nie zrobisz coś ze swoimi problemami i dopóki nie przeprosisz każdego kogo w przeciągu- szeptałam mu do ucha licząc na palcach- Czterech dni obraziłeś, uraziłeś, lub się na nim wyładowywałeś, łącznie z naszym synem- mruknęłam po czym biorąc swoją torbę szybko zabrałam WSZYSTKIE swoje rzeczy i zostawiając go zdziwionego na środku pokoju wyszłam spotykając zdziwione spojrzenia wszystkich pracowników.

     Czy czułam się z tym źle? Hmmm… Niech pomyślę… Nie. W żadnym stopniu nie czułam się z tym źle, bo wiedziałam, że podjęłam słuszną decyzję. Dominik jest facetem o dość trudnym charakterze… Jest strasznie dumny, co ukazuje bardzo często. Trzeba jednak wspomnieć, że potrafi trzymać swoją dumą i jakże wysokie ego z dala od każdego jeżeli w sprawę wchodzą kluby i rodzina… To były jedyne powody dla których Domino potrafił zrobić z siebie nawet najgorszego debila. Dla Kuby był w stanie poświęcić wszystko, a przez te cztery dni… Cóż. Zachowywał się jak niezły dupek. Nikt by mu tego inny nie powiedział. Każdy bał się podchodzić do niego gdy był „nadpobudliwy”, co zazwyczaj zdarzało się tylko wtedy, gdy coś w naszych lokalach się nie udawało, albo jeżeli ktoś z rodziny mojej czy Woźniaka wylądował w szpitalu… Ale zawsze mówił mi o tych problemach i zawsze to ja wyprowadzałam go z tego obłędu… Teraz było inaczej. Stworzył przede mną, można nazwać barierę, której nie mogłam w żaden sposób przekroczyć. Nikt nie potrafił nawet nasz syn, który potrafił zmusić ojca do wszystkiego. Zważając również na fakt, że Woźniak rozstał się ze swoim partnerem (nie potrafię używać tutaj określenia chłopak) zostałam jedyną osobą, która bez żadnych konsekwencji mogła przemówić ekscelencji do rozumu… A jak najlepiej to zrobić? Oczywiście, że zostawiając go z całą stertą papierów, które zawsze ja wypełniałam, a on sprawdzał tylko czy wszystko co miało być jest w niej zawarte, ale tym razem się pomyliłam… Nawet to nie zmusiło księcia do ruszenia szanownego tyłka i pojawienia się w moim domu… A więc można śmiało stwierdzić, że jego duma została urażona bardzo dokładnie… No tak! Jaka ja głupia! Przecież każdy z personelu był świadomy naszej sprzeczki.. Wszyscy dokładnie słyszeli każde słowo… Może nie każde, ale mogli się domyślić, idioci tam nie pracują… A więc Dominik Woźniak nie chciał ośmieszyć się przed pracownikami… No cudownie… Tego jeszcze nie widziałam.
     Dotrzymując danego słowa, ani na chwilę nie pojawiłam się w klubie. Domino próbował się ze mną skontaktować, ale ja wydałam dokładnie swoje warunki… Najpierw przeprosi wszystkich, później będziemy rozmawiać. Po dokładnie 3 dniach usłyszałam pukanie do drzwi i oczywiście był to kochany tatuś mojego synka.

- Cześć mogę wejść? –spytał niepewnie stojąc z pudłem i kwiatami.

- Nie mam za dużo czasu- westchnęłam wpuszczając go do środka.

- Widzę, że robiłaś małe przemeblowanie- uśmiechnął się patrząc na salon- Mogłaś zadzwonić, bym Ci z chęcią pomógł…

- Nie potrzebuję Twojej łaski- mruknęłam przeglądając się w lustrze- Dominik czy możesz powiedzieć co chcesz? Za chwilę spóźnimy się z Kubą na obiad do Pawła- wywróciłam oczami.

- Chciałem Wam przeprosić- podrapał się po głowie żeby kucnąć i przytulić do siebie mocno Kubę- Zachowałem się jak dupek…

- Tato ale dupek to brzydkie słowo- szepnął Jakub a ja nie potrafiłam się nie uśmiechnąć.

- Ale twój tata zrobił kilka brzydkich rzeczy, dlatego teraz tak na siebie mówi- westchnęłam odwracając się przodem do moich mężczyzn.

- Mamusia ma rację- pocałował synka w czoło po czym zmierzwił mu włosy- I tatusiowi jest teraz bardzo ale to bardzo przykro, i przyniósł mamusi kwiatki i chciałby mamusię zaprosić na kolację, a Tobie przyniosłem taki oto ciężki prezent- zaśmiał się siadając z młodym na podłodze- A Ciebie chciałem zaprosić na gokarty.

- Ej! – oburzyłam się siadając obok nich- To niesprawiedliwe! Wolę gokarty niż kolację!

- Tak też myślałem- zaśmiał się cicho wyciągając rękę w moją stronę aby mógł mnie przytulić, a ja od razu utonęłam w jego ramionach- Nie chcę się z Wami kłócić, nawet przeżyłbym kłótnię z dziadkiem Józkiem, ale z Wami?- szepnął całując mnie w skroń- Nie chcę się z Wami kłócić…

- Tatusiu!- zapłakał Kuba- To pudełko się poruszyło!- piszczał wtulając się we mnie.

- Jeżeli to jest to co myślę, to Cię zatłukę- mruknęłam otwierając wieko a z pudełka od razu wyskoczył mały szczeniaczek- Woźniak już nie żyjesz… 



...................................................................
Jest i 30! :D
Taki bardziej... Hmmm..
Bez zbędnej akcji, ale jest to małe przygotowanie 
do nadchodzących wydarzeń :P
Mam nadzieję, że Was nie zanudził ten rozdział :c
Pozdrawiam i do juterka! <3